Wiosenna inwentaryzacja

Nadszedł czas, by przestać szkicować i wymyślać, a zacząć jednak jeździć. Zaczęliśmy od inwentaryzacji całego biwakowego osprzętu i próby załadowania się do smoczycy.
Bagażnik, jak widać, zasadniczo pomieścił cały biwakowy osprzęt – nie było nawet potrzeby składać foteli, co zostawia nam trochę luzu na dalsze bagaże. Wolny pozostał też cały dach. Dla wygody, zamiast bagaży tym razem spakowaliśmy puste – lub prawie puste pudełka. Dają dobre obeznanie co do dostępnego miejsca, a dużo łatwiej je przenosić przy kolejnych ustawieniach.
Z przygotowywaniem zabudowy wstrzymujemy się do pierwszego wyjazdu – najpierw chcemy zobaczyć, co nam jest faktycznie potrzebne do szczęścia. Dużo prościej zmodyfikować plany niż robić poprawki w sklejce.

Co zatem udało nam się zabrać na biwak?

„Namiocik” to tylko małe pomieszczenie na przebranie się
i toaletę, nie ma służyć za przestrzeń życiową.
  • Materace i pościel.
  • Lodówkę.
  • 5 skrzynek na bagaż.
  • Prowizoryczny namiot na klapę, z podłogą.
  • Przenośny kibel.
  • Farelkę 12v.
  • Przetwornicę 12v-230v
  • Przenośny akumulator pokładowy.
  • Kuchenkę gazową.
  • Ledy. Dużo ledów.
  • 7.5L wody pitnej (w PETach).
  • 2 ogrodowe stołki i stolik.
Za namiot służy zwykła plandeka, przymocowana gumami bagażowymi do relingu i przybita śledziami do ziemi.
Miejsce na nocleg i lodówkę. Nad nią mieszczą się jeszcze 2 (w sumie 4) plastikowe koszyki bagażowe. Pakowanie
do nich okazało się bardzo wygodne – można szybko zwolnić miejsce, albo rozłożyć je do wygodnego dostępu.
Pod spodem jeszcze surowa butla, przykryta jedynie matą gumową by zapewnić przyczepność lodówce. Nawet bez
przypięcia gumami zostawała na swoim miejscu.
Skrzynki można zapakować pod sufit, więc mieszczą się tutaj cztery. W czasie podróży są bezpiecznie przypięte do dedykowanych zaczepów w karoserii. Pierwszy wniosek po zapakowaniu – przy pierwotnym planie szafki nie zmieściły by się w tym miejscu.
Zdecydowaliśmy się na kompaktową, jednopalnikową kuchenkę. Wystarcza do zagotowania wody i przygotowania śniadania czy kolacji, co w zasadzie wyczerpuje nasze potrzeby kulinarne. W cywilizacji obiady jadamy na postojach w trasie.
Zamiast centralnej instalacji oświetleniowej zabraliśmy po prostu kupę autonomicznych lampek i latarek. Latarka ledowa świeci kilka lat na jednych bateriach, a dodatkowa paczka AA w bagażu w zasadzie rozwiązuje wszystkie problemy oświetleniowe.
Tron jest potrzebny ze względu na najmłodszą uczestniczkę biwaków. Na zdjęciu również kawałek podłogi namiotu.
150W termowentylator na 12v to żadna rewelacja, jednak kubatura smoczycy jest bardzo mała, a na pokładowym akumulatorze grzeje dobrze ponad godzinę. W razie draki, awaryjnie zawsze można dogrzać głównym silnikiem.
Podejrzewam jednak, że ze względu na letnią porę wyjazdów, problemem będzie raczej zbytni upał, a nie chłód.
Tyle, jeśli chodzi o pierwsze pakowanie.  Następny etap to już jakiś normalny, próbny biwak – tylko przydała by się bardziej ustabilizowana pogoda.

Dodaj komentarz